Kto mnie czyta, ten wie, że każdy tytuł wpisu na blogu to tytuł piosenki. Kto mnie zna, wie, że kocham muzykę, że jest odzwierciedleniem moich stanów duszy, serca i umysłu. Zdarza się, że słuchając jakiegoś kawałka po raz enty, dostrzegam w nim coś czego nie widziałam wcześniej, zupełnie jak w moim Mężu 😉 I tak sobie dziś słuchałam Freddiego M. i po raz pierwszy w życiu, inaczej zinterpretowałam słowa jego piosenki – I was born to love you.Odkryłam, że to może być o miłości do siebie. Dla mnie zabrzmiało to wybornie. Urodziłam się po to, żeby siebie kochać i się sobą opiekować, szkoda, że zrozumiałam to grubo (dosłownie :D) po 30stce, bo tak na serio to zaraz stuknie mi magiczna 40stka, po której, jak wieść gminna niesie, a prawdy te są zapisane na starym zwoju, rzuconym na strych w chacie starego eremity w Bieszczadach, życie zaczyna się po 40 🙂 Nikt z nas nie wie, co przyniesie jutro. Nikt. To dlaczego tak wiele z nas czeka wciąż na coś o czym marzy. Czeka na coś czego pragnie od zawsze. A co by się stało gdybyśmy poczuły w sobie tę odwagę, by w końcu sięgać po to czego chcemy tak bardzo, że myśl o tym zapiera nam dech w piersiach. Co stałoby się gdybyśmy na przekór wszystkiemu poszły pod prąd, albo cofnęły się o krok tylko po to by lepiej się rozbiec. A co stałoby się gdybyśmy zamiast biec, szły swoim tempem. A co jeśli powiem, że znam wiele kobiet, które sięgnęły po swoje i nikt nie spalił ich na stosie. Nawet jeśli ktokolwiek próbował to uczynić, musiał liczyć się z tym, że kobiety to magiczne istoty i niezależnie od tego, czego pragną i jak trudne może się to okazać do osiąnięcia, mamy tą nadprzyrodzoną moc. Jak feniks, odradzamy się z popiołów. Wiem to z autopsji.
Przesyłam Tobie Magię, która jest w każdej z nas, czasem nazywam ją Siłą 🙂