Kiedy myślisz, że już wszystko sobie poukładałaś, to jak nic coś nagle pierd…nie znienacka. Tak musi być. Siłą wyższa. Dżedaj to wiedzą.
Wróciłam do korpo i o mooj dobry bosche, podoba mi się okrootnie 🙂 Sama sobie w to nie wierzę. Czyli może być inaczej. A no może. Fajnie jest mieć miejsce, do którego pomimo milionów zadań i multitaskingu na poziomie infinty war awedżersów chce ci się w monday wracać.
Ale ten wpis nie o tym dziś, ale o czymś o czym nigdy jeszcze ta na serio serio nie pisałam. Dziś będzie o miłości.
A uściślając, będzie o walę tynkach, święcie przez mnie odepchniętym na margines „niby świąt”, i to nie ze względu na obrzydliwą komerchę, jaka temu czemuś towarzyszy, a przez wzgląd na to, jacy jesteśmy przez te walentynkowe zamieszanie nadzy po środku zimy, śniegu i hejtu wydzierającego z każdego zakątka wszechświata… Jakby ciemna strona mocy wypełzała z każdego zakamarku, wołając – „Mam Cię ku…wa”… Bardzo dobrze się stało, jeśli zachodzisz teraz w głowę i zastanawiasz się, co się z tą Nieperfekcyjną dzieje, o jaką nagość jej teraz chodzi. Nudyzm wkradł się na dobre do sieci, portali społecznościowych i żyje własnym życiem w internetach, pokazujemy stanowczo za dużo, pół biedy gdyby chodziło tylko o nagie torsy, czy wypięte pośladki, biusty i resztę tego co chce się światu pokazać. Jeśli nie wstawisz zdjęcia z bukietem kwiatów, pierścionkiem z kilku karatowym brylantem wetkniętym na palec, pluszaczka, pudełka rafaello, merci z promocji z biedry albo koronkowych, czerwonych stringów, a najlepiej jak nad lub pod fotką jest mały zapis pt. „chyba kocha, jak myślicie?”, albo „pamiętał, kocha”, jeśli nie zrobisz tego to miłość się nie liczy, nie istnieje, bo nikt nie zobaczył zdjęcia otagowanego jak wyżej. I żeby nie było, że mi się wylewa, bo pamiętaj o mojej złotej zasadzie – brzydzę się generalizowaniem i ustawianiem ludzi w rzędzie z podpisem – tacy sami, wiem, że na tym świecie są jeszcze człowieki, które kochają po prostu, bez obnażanie swoich uczuć przed niezrównoważonym psychicznie internetem. Wiem jak to brzmi 0:1, jak nie moje, a jednak.
Pomyśl co by się wydarzyło, gdyby schować miłość na powrót tam gdzie jej miejsce – do serca. Milion zdjęć z przesłodką walentynką, pluszowym misiem, naszyjnikiem z serduszkiem, nie musi pojawić się w sieci, może zostać w naszej własnej przestrzeni. Niezależnie od tego kogo kochamy, kochaliśmy albo będziemy kochać, miłość jest darem i przekleństwem, jest słodyczą z nutą goryczy, jest światłem i ciemnością, jest harmonią i chaosem, jest współistnieniem i przestrzenią, jest ukojeniem i rozdzierającym bólem, jest rozstaniem i powrotem, jest spokojem i szaleństwem, jest słońcem i burzą, jest wszystkim…
W związku z tym „uroczym” niby świętem, rozmyślam sobie, co by było gdyby ON się nie pojawił. Gdzie bym teraz była. Czym bym się zajmowała. Czy w końcu odważyłabym się złożyć papiery na łódzką filmówkę, czy mieszkałabym nadal w miejscu, o którym większość mówi, że tu się nic nie uda… Może teraz jadłabym dinner w towarzystwie znajomych a w domu czekałby na mnie mój rasowy kot oraz pies ze schroniska (to mega modne, ale i fajne zarazem), jadłabym śniadanie, obiad i kolacje z pudełek, ubierałabym się u projektantów, których nazwisk nie jestem w stanie poprawnie wypowiedzieć, spałabym w ogromnej sypialni z widokiem na Manhattan, randkowałabym z większością socjopatów, narcyzów oraz pseudoartystów z zaburzeniami osobowości, bo każdy by mnie znał. Może miałabym swoją okładkę w jakimś podłym kolorowym czasopiśmie. Jakiś psychofan przysłałby mi bukiet kwiatów na domowy adres, a ja srałabym ze strachu dzwoniąc do mojego bodyguarda co kilka sekund (jak kiedyś Whitney w tym filmie z Costnerem). Może nic by mi nie wyszło i siedziałabym teraz, drżąc z zimna, na jakimś gumoleum w klinice dla zaćpanych celebrytów, a może mieszkałabym w Australii, bo zawsze chciałam tam polecieć (to przez moją ogromną miłość do Marka Niedźwieckiego)… Może…
Nie mam pojęcia co bym teraz robiła… Teraz to już nie ma najmniejszego znaczenia. Wiem jedno, 16 lat temu jedno spojrzenie zmieniło moje serce w lawę… Gdyby nie te oczy i to poczucie totalnego bezpieczeństwa, które niosły, nie było by mnie w tym miejscu, w którym teraz jestem.
Stan na dziś, rozkłada mnie paskudny wirus, a ze mną jest moich trzech facetów, bo życie jest za krótkie, żeby kochać tylko jednego 😉 Kot leniwie przeciąga się na moich odnóżach, kochany labek udaje szitsu i gramoli się na zdecydowanie za małą kanapę. Takie to wszystko zwyczajne, codzienne, proste, shrekowate, tak dobrze kojarzysz, to od Shreka nazwa ta. Z wiekiem zrozumiałam, że nie czekałam na księcia z bajki, tylko na kogoś prawdziwego, bo życie nie jest komedią romantyczną z lat 90tych.
Życzę WAM WIĘCEJ MAGII W KAŻDYM SPOJRZENIU I MIŁOŚCI, KIMKOLWIEK DLA WAS ONA JEST…
A my pozwólmy pozostać jej obietnicą, że jest tylko nasza, ważna, jedyna.